- Doktor Gancarz sześć razy musiał wkłuć się grubą igłą w pierś. Przed szóstym pobraniem zapytał, czy mam ochotę go już kopnąć. Miałam. Ale czułam jego spokój i współczucie. To pomagało. No i gość miał fajny tatuaż na przedramieniu, jak patrzyłam na ten tatuaż, to było mi lżej - wspomina Miranda Korzeniowska, samotna matka 12-letniego syna, która zachorowała na raka piersi i musiała się poddać mastektomi.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.