Ze względu na wagę tego, co się dzieje za polską granicą wschodnią, ten tekst jest otwarty dla wszystkich.
Pomóż mieszkańcom Mariupola i odbierz prenumeratę Wyborczej
O godz. 5 pod budynkiem dawnego magazynu budowlanego w Cieszanowie wolontariusze pakują jednego busa i jedną terenową toyotę. Więcej aut przyjedzie później. Kanapki, pampersy, podpaski, koce, woda, soki, słoiczki z jedzeniem dla dzieci i ciepłe rzeczy (śpiwory i koce). Co się zmieści i ile się zmieści. Po sam sufit. Od ludzi na granicy dostali sygnał, że po ukraińskiej stronie czeka 30 autobusów miejskich. Przywiozły głównie matki z dziećmi. Są zmarznięte, zmęczone podróżą, przerażone i głodne.
Za kierownicą jednego z tych aut siada Andrzej Stasiuk, pisarz, laureat wielu nagród, krytyk, muzyk. - Co ja tu robię? - odpowiada pytaniem na moje pytanie. - Zap...am - mówi. - O mnie nie piszcie. Napiszcie o tych ludziach i o tym, co tu jest potrzebne - zaznacza od razu.
Na granicę drugim autem jedzie z nim Roman, pochodzi z Ukrainy, ma już polskie obywatelstwo. - Ten gość robi tutaj wielką robotę - mówią wolontariusze. Roman granicę przekracza kilka razy dziennie. Busa ma zawsze zapakowanego do pełna. W drugą stronę zabiera ludzi i zawozi do punktów recepcyjnych.
Gdy się ich obserwuje, można mieć wrażenie, że są w pięciu miejscach naraz. Wszyscy wolontariusze w Cieszowie tak funkcjonują. Tu parzą herbatę i podgrzewają zupę do termosów, tam robią kanapki, pakują je do kartonów, by za chwilę w innym miejscu już wkładać dary do aut. Niektórzy - tak jak Waldek - w międzyczasie odbierają telefony od osób, które pomoc zawożą na granicę, albo takich, które tę pomoc wiozą i chcą rozpakować w magazynie.
Za granicą mają rozłożone namioty. Tam zostawiają część darów - wszystko, czym można zaspokoić pierwsze potrzeby uchodźców. Obok namiotów płoną ogniska, na nich podgrzewana jest zupa, woda na herbatę i kawę. Dzisiaj stanął tam kontener dla medyków. Po południu wolontariusze rozłożą tam dodatkowe namioty. Dostali je od ludzi i z domu kultury. Pomoc medyczna jest tam potrzebna, bo ludzie po kilkudziesięciu godzinach czekania na mrozie są przemarznięci (w Budomierzu, gdzie jest przejście graniczne, kiedyś tylko dla aut, dziś także dla pieszych, o godz. 12 temperatura odczuwalna wynosiła -2 stopnie). Już kilka osób trafiło do wolontariuszy z hipotermią.
- Teraz się jeszcze nic nie dzieje, ale za dwie godziny będzie tu urwanie głowy - mówi Andrzej Stasiuk. Szuka pieluch dla osób dorosłych. Na granicy jest wielu niepełnosprawnych, którzy ich potrzebują.
Pieluchy po chwili przynosi mu Iza. Od 10 lat mieszka w Berlinie, teraz pracuje nad swoją firmą. Jak tylko zaczęła się wojna na Ukrainie, pojechała do Warszawy przygotować swoje mieszkanie, w którym przyjęła pięcioosobową rodzinę uchodźców. Później ruszyła do Cieszanowa. - Bo ta rodzina jest na razie zaopiekowana, więc teraz mogę pomóc tutaj - mówi. Ale niedługo będzie musiała wrócić, bo "trzeba im pomóc się odnaleźć". Ci ludzie stracili oszczędności życia, bo wartość hrywny spadła i zostali prawie bez pieniędzy. Na razie jednak w magazynie w Cieszanowie Iza segreguje dary, pomaga w sprzątaniu, robi kanapki.
Natalia też przygotowuje kanapki, a za chwilę już wsiada do auta, by pojechać do sklepu po brakujące produkty. - Nie jestem medialna - mówi skromnie. Wojciech, który na co dzień mieszka i pracuje w Norwegii, wziął dwa tygodnie wolnego i przyjechał tutaj jako kierowca. Jeździ dużym iveco. Niedaleko, w Lubaczowie, ma dom i rodzinę. - Żona robi kanapki. Ja wczoraj wróciłem i położyłem się spać, ale pospałem dwie godziny i myśli nie pozwoliły mi na więcej. Tam ci ludzie stoją i marzną. Trzeba im pomóc - mówi.
Waldek z Nowego Sącza pierwszy raz przyjechał tu w ubiegłym tygodniu, razem z tatą przywieźli potrzebne rzeczy. Waldek został koordynatorem. Odpowiada za załadunek. Co chwilę dzwoni jego telefon. Ktoś chce odebrać dary, ktoś chce je zostawić. Pokazuje nam magazyny. - Potrzebne nam jedzenie na już, batony energetyczne, brakuje konserw - w innych magazynach to leży, a my wiemy, jak to wykorzystać - mówi i wymienia dalej: - Brakuje jedzenia dla dzieci: mleka w kartonach, musu, słoiczków. Sztućce, żeby ludzie mogli zjeść w autobusie ciepłe posiłki.
Po magazynie mógłby chodzić z zamkniętymi oczami. - Od razu wiedziałem, że tu zostanę. Ci ludzie mają niesamowitą energię - mówi. Jest związany ze środowiskiem Festiwalu Kultury i Pogranicza "Folkowisko", organizowanego od lat przez Marcina Piotrowskiego i jego żonę Marinę, która jest Rosjanką z Estonii.
To Marcin (wolontariusze mówią o nim: "człowiek orkiestra", bo ma dużo pomysłów, działa lokalnie, przyciąga do siebie ludzi) rzucił hasło: "musimy pomóc Ukrainie". Zgłosili się ludzie z całej Polski, napisali, co kto może załatwić. Zorganizowali się w jeden dzień. - Tutaj działają ludzie, którzy organizują festiwale, potrafimy pracować w polu, bez infrastruktury, zarządzać tysiącami w chaosie - mówi pomysłodawca akcji.
WIĘCEJ O NIM PRZECZYTACIE TUTAJ.
Około godz. 8 zaczyna się zapowiadane przez Stasiuka urwanie głowy. Schodzi się coraz więcej osób. Przyjeżdżają kolejne auta gotowe do załadunku. Przyjeżdżają busy z rzeczami - z Polski, Czech, Niemiec, Austrii. Trzy tiry załadowane po dach darami z Niemiec. Trwa przestawianie samochodów, żeby ciężarówki mogły wjechać. Ktoś wyjeżdża wózkiem widłowym, ktoś inny wózkiem na palety krąży między autami. Pozorny chaos, ale wszystko jest pod kontrolą.
Każdy wie, co ma robić, gdzie co nosić, co skąd zabierać. Rzeczy podzielone są na trzy hale. W jednej artykuły spożywcze: jabłka i inne owoce, jakieś 20 worków z chlebem (zrobią z niego kanapki dla uchodźców), suchy prowiant (ryż, mąka - zostaną załadowane na tiry do Lwowa, stamtąd - jak się uda - pojadą dalej w głąb Ukrainy), słoiki i saszetki z musem dla dzieci, batony energetyczne, pulpety, gołąbki, zupy w słoikach. W kolejnej artykuły chemiczne, środki czystości, środki higieny, podpaski, pampersy, papier toaletowy, ręczniki papierowe, mokre chusteczki, kremy. W trzeciej ciuchy, buty, namioty, śpiwory, koce, pościel, ręczniki.
Radosław Mysłek od lat pomaga w organizacji festiwalu Pol'and'Rock (wcześniej Przystanek Woodstock) i finałów WOŚP. W magazynie mówią, że to ich organizator. Organizuje odprawy, zrobił rozpiskę, kto za co odpowiada. Prosi o tzw. startery. To jego pomysł, żeby ludziom, którzy stoją po kilkadziesiąt godzin na granicy, dawać zapakowany w jedną torbę pakiet.
Podzielili potrzeby na trzy opcje. Proszą, by w tej podstawowej były chusteczki nawilżane, mała woda, małe soki i suchy prowiant. Pakiet "Super" (oprócz tego co wyżej): chusteczki higieniczne, mydło, musy owocowe, pampersy, podpaski, słodycze, pasta do zębów i szczoteczka, batony energetyczne. W pakiecie "Jesteś mistrz": płyn do dezynfekcji, żel pod prysznic, mały sportowy ręcznik, powerbank (naładowany), mała parasolka, kolorowe kredki, wodoodporne opakowanie na dokumenty.
Przez punkt w Cieszanowie przewinęło się od początku wojny na Ukrainie kilkuset wolontariuszy. Niektórzy przychodzą codziennie na pół dnia, inni na kilka godzin, część pierwszy raz. Każdy z każdym jest tutaj na "ty". Każdy z każdym serdecznie się wita, cieszą się na swój widok, pomagają sobie jak mogą. - Cieszylibyśmy się, gdyby było nas jeszcze więcej - mówią. Osobom dojeżdżającym z daleka, z Polski na kilka dni są w stanie zapewnić nocleg. Proszą jednak o wcześniejszą rejestrację przez formularz na stronie stowarzyszenia Folkowisko. Osoby z okolicznych miejscowości pomagające doraźnie mogą przychodzić bezpośrednio na miejsce.
Materiał promocyjny partnera
Ogłoszenie
Materiał promocyjny partnera
Wszystkie komentarze
Nic nie robi . I całe szczęście.
wysypia się
Knuje. Ale, jak już to wiemy, nic dobrego.
Kaczyński robi to, co zawsze: pierdzi w stołek, sypie łupieżem i nienawidzi.
Kompletnie nic nie robi.
Nie przeszkadza.
Chrzci nienarodzone. Razem z Kają Godek. Z Jędraszewskim i podobnymi kreaturami.
głaszcze kota i gryzie opozycję.