W czerwcu w DKF Klaps zobaczymy mocne filmy. Są to m.in.: Party Girl, Co robimy w ukryciu i Citizenfour. Wszystkie projekcje odbywają się o godz. 19 w poniedziałki w WDK (Okrzei 7). Karnety miesięczne dostępne w cenie 30 zł, a pojedyncze wejściówki - 10 zł. Na seanse zapraszają Dominik Nykiel i Adam Kus.
REKLAMA
1 z 5
Party Girl - 1 czerwca
Francja 2014. Reż. Marie Amachoukeli, Claire Burger, Samuel Theis. Aktorzy: Angelique Litzenburger, Joseph Bour, Samuel Theis
60-letnia ćma barowa wychodzi za mąż, czyli wszystko o mojej matce.
Wyjaśnię zagadkową końcówkę leadu: główną rolę w filmie gra autentyczna hostessa barowa Angelique, zaś jednym z trójki reżyserów jest jej syn Samuel. "Party Girl" - film fabularny, ale mający cechy zarówno dokumentu, jak rodzinnej psychodramy - zapewne nie mówi o swojej bohaterce wszystkiego, ale - zważywszy na jej nieco dwuznaczną profesję i delikatność samej materii fabularnej - całkiem dużo.
Taka trochę niecodzienna sytuacja zachęca do metaodczytań, ale zostawimy je sobie na kiedy indziej, a dziś poprzestaniemy na faktach: Angelique całe życie przepracowała w lokalach, gdzie jej rola polegała głównie na nakłanianiu klientów do zamawiania drogich drinków. Teraz, mająca swoje lata i niezbyt atrakcyjna, czuje, że jej kariera dobiega końca: coraz częściej spędza wieczory zalewając się samotnie i wspominając lata minionej sławy. I oto jeden z jej byłych klientów, Michael, typ poczciwego miśka, oświadcza się jej. Czy rozrywkowa dama się wreszcie ustatkuje?
Film jest trochę zbyt przewidywalny, zmierzający do rozwiązania, które widać na odległość, ale ujmująco prawdziwy, szczery i autentyczny. Ma też niestandardową bohaterkę - kobietę, dla której bar stał się drugim domem. Nie jest łatwo ją polubić, ale "jest jaka jest", chwilami komiczna, chwilami nieco żałosna, z mocno ograniczoną samoświadomością, niczego jednak nie udająca - i taką się ją kupuje. Ciekawe i dobrze skrojone są też postacie jej dzieci - od najstarszego syna, przemądrzałego paryskiego słoika, po najmłodszą córkę, mieszkającą od dzieciństwa w rodzinie zastępczej - nawiązanie z nią kontaktu z okazji ślubu jest najbardziej pozytywnym skutkiem całej tej afery. Wszystko zaś rozgrywa się w scenerii francusko-niemieckiego pogranicza, plebejskiego, dwujęzycznego, mającego w sobie coś zmiennego i niestałego.
Nagroda za najlepszy debiut w Cannes wydaje mi się całkowicie zasłużona! [Paweł Mossakowski]
Materiały dystrybutora
2 z 5
Barwy ochronne - 8 czerwca
Polska (1976). Reż. Krzysztof Zanussi. Aktorzy: Piotr Galicki, Zbigniew Zapasiewicz.
Trwa letni obóz kół językoznawczych. Kruszyński (Piotr Garlicki), młody magister, dopuszcza do konkursu studenckich prac naukowych spóźnioną dysertację niejakiego Raczyka (Eugeniusz Priwieziencew) z Torunia. Zdaje sobie sprawę, że naraża się rektorowi, który znany jest z niechęci do toruńskiego środowiska naukowego. Sytuację Kruszyńskiego pogarsza entuzjastycznie przyjęcie rozprawy Raczyka przez młodzież. Tymczasem jury nagradza inną pracę - myślowo miałką i bez polotu.
3 z 5
Co robimy w ukryciu - 15 czerwca
Nowa Zelandia 2014 (What We Do In the Shadows). Reż. Jemaine Clement, Taika Waititi. Aktorzy: Jemaine Clement, Taika Waititi, Jonathan Brugh, Cori Gonzales-Macuer.
Zwycięzca plebiscytu publiczności Warszawskiego Festiwalu Filmowego, czyli komedia o wampirach zagubionych we współczesności.
Nie da się ukryć: wampirze istoty w XXI wieku nie mają lekko. Kiedy chcą iść do klubu, nie mogą sprawdzić, jak wyglądają (przecież nie odbijają się w lustrze). Gdy próbują wtopić się w tłum, i tak ktoś z boku za grupką ekscentryków krzyknąć może: "cioty!". Nie wychodzi im w miłości (jeden z bohaterów zakochał się w kobiecie, ale podróżował za nią w trumnie 18 miesięcy, aż znalazła sobie innego), uważać muszą na "obwąchujących się" wilkołaków i łowców wampirów. A kiedyś? Kiedyś to było życie...
Nieco zniewieściały Viago (379 lat) wciąż patrzy z sentymentem na XVIII-wieczne czasy uroczych konwenansów i fantazyjnych strojów. Vlad (lat 862) wspomina z rozkoszą średniowieczne zabawy w komnatach tortur i rozpasane orgie. Młodziutki Deacon (lat ledwie 183) nie potrafi z kolei żyć bez służącej, więc takową w świecie ludzi sobie znajduje: zanosi mu rzeczy do pralni, prasuje falbanki i wynajduje kolejne ofiary (zawsze można podesłać wampirowi znienawidzoną koleżankę z angielskiego), byle tylko kiedyś - jak Deacon obiecał - otrzymać od niego nieśmiertelność.
O wszystkim dowiadujemy się w formule mockumentu: z krzyżem na piersiach i gwarancją bezpieczeństwa twórcy wchodzą więc do domu wampirów i przygotowują o nich dokument. Ci bez problemu dają się podglądać (zaczyna się od wieczornego wybudzania kompanów w trumnach), często mówią też do kamery wprost. O swoich snach ("zmieniłem się w psa i uprawiałem seks"), o tym, gdzie warto mieszkać ("nie wszystkie wampiry żyją w starych zamkach - niektóre wolą mieszkania w małej Nowej Zelandii"), dlaczego wielkim atutem ich życia jest latanie, słabością - konieczność picia krwi, a sposobem na kłótnie: bieganie po ścianach i syczenie.
"Co robimy w ukryciu" to właściwie wariacja na temat kumpelskiej komedii o żyjących wspólnie nieudacznikach: ktoś musi w końcu zmywać naczynia, a ktoś sprzątać zakrwawione kanapy ("Wstydzę się zapraszać tutaj ludzi" - mówi bohater, na co drugi odpowiada: "I co z tego? I tak potem ich zabijasz!"). To również przeszarżowana zabawa wampirycznymi wątkami z popkultury: nestor Petyr (sympatyczne 8000 lat) to właściwie małomówny, prawie nieopuszczający trumny Nosferatu, Vlad to oczywiście Wład Palownik, czyli Dracula, Viago z powodzeniem pasowałby do "Wywiadu z wampirem", a Nick - który do grona wampirów dołączy w ostatniej chwili - do "Zmierzchu" ("To ja tam gram główną rolę!").
W sumie nie najmądrzejszy to film, ale zabawny - bez wątpienia. Bawi zgrywa z formuły mockumentu, zderzenie wampirów z przyziemną współczesnością, a zwłaszcza to, że krwawe dziwactwa nikogo tu właściwie (jest jeszcze "ludzki" przyjaciel Stu)... nie dziwią. I jeszcze coś: film wygrał jesienią 2014 r. w plebiscycie publiczności Warszawskiego Festiwalu Filmowego. A to rekomendacja solidna. [Paweł t. Felis]
Mat. prasowe
4 z 5
Magical Girl - 22 czerwca
Hiszpania (2014). Reż. Carlos Vermut. Aktorzy: Jose Sacristan, Barnara Lennie.
Kiedy trzynastoletnia Alice zapada na ciężką chorobę, jej ojciec Luis - bezrobotny nauczyciel literatury - postanawia zrobić wszystko, by ją uszczęśliwić. Przypadkowo odkrywa jej wpis w pamiętniku, gdzie dziewczyna wyjawia swoje największe marzenie. Spełnienie go okazuje się jednak kosztowne i przekracza możliwości finansowe Luisa. Wtedy przypadek stawia na jego drodze Barbarę, piękną młodą kobietę o burzliwej przeszłości, oraz Damiana, emerytowanego nauczyciela skrywającego mroczną tajemnicę. Luis, Barbara i Damian wplątują się w grę, w której każdy ruch pociągnie za sobą nieodwracalne konsekwencje, a skrajne emocje do końca walczyć będą z rozumem...
5 z 5
Citizenfour - 29 czerwca
USA, Niemcy, Wielka Brytania 2014. Reż. Laura Poitras
Wyprodukowany m.in. przez Stevena Soderbergha film o Edwardzie Snowdenie, czyli dokument zrealizowany niczym kino szpiegowskie oraz ważne pytania o granice wolności i prawa.
Zanim reżyserka dokumentu dowiedziała się, jakie rewelacje ma dla niej tajemniczy informator (podpisujący się jako "Citizenfour"), musiała przyjąć zasady porozumiewania się za pomocą zaszyfrowanych wiadomości. A potem przekopać się przez kilkadziesiąt tysięcy stron dokumentów, żeby wyłowić z nich rzeczy najważniejsze.
W pewnym sensie podobne zasady musi przyjąć widz tego filmu: zamiast konwencjonalnego przekazu o tym, w jaki sposób NSA inwigilowała obcokrajowców i Amerykanów, dostajemy "rwany", jakby tworzony na gorąco dokument o mozolnym docieraniu do prawdy, dziennikarskim śledztwie, które rozpętało nie tylko w Stanach burzę. Ale przede wszystkim o kulisach spotkania reporterów z Edwardem Snowdenem, który właśnie reżyserce postanowił ujawnić przechwycone przez siebie, tajne informacje amerykańskiej Agencji Bezpieczeństwa Narodowego.
Dziś nazwisko Edwarda Snowdena znane jest dobrze internautom (upominającym się często o poszanowanie ich wolności w sieci), politykom, ale też większości osób, które śledzą codzienne newsy. W "Citizenfour" nie wiemy z początku, kim jest agent, ile ma lat, jak wygląda i czego dokładnie od dziennikarzy chce. Zaskakuje zresztą wielokrotnie, również podczas spotkania z reporterami w Hongkongu. Choćby wtedy, gdy opowiada, że o swojej pracy nie powiedział nawet narzeczonej, wziął urlop, wyjechał do Hongkongu i tu właśnie postanowił zdemaskować i NSA, i samego siebie.
Laura Poitras, obecna w filmie tylko jako głos z offu, szybko zaprosiła do współpracy Glenna Greenwalda z "Guardiana", dołączył do nich również inny reporter śledczy tej gazety Ewen MacAskill. Oni na gorąco przygotowywali teksty (drukowane w "Guardianie" i "Washington Post"), Poitras wszystko filmowała. "Citizenfour" przypomina więc momentami pełne napięcia kino szpiegowskie, czasem zmienia się w nieco chaotyczny kolaż informacji, które płyną z różnych stron niczym we współczesnych mediach. I w których łatwo się zagubić.
Nie jest to bynajmniej kino dokumentalne, które autor wizualnie, montażowo i narracyjnie dopieścił: często gubi się tu rytm, niektóre sceny wydają się zbyt długie, Poitras lubi umieszczać fragmenty rozmów, które błądzą wokół kwestii z pozoru błahych. Paradoksalnie na tym jednak polega siła filmu, który ciągle się wymyka, świadomie upozorowany jest na dokumentalny notatnik. I udowadnia, że nie sposób pokazać całej prawdy, a jedynie jej wycinek.
Wielu podejrzewało oczywiście już wcześniej, że nasze e-maile, zakupy, wiadomości i rozmowy telefoniczne nie znikają w próżni, ale mogą być przez kogoś przechwytywane. Snowden udowodnił jednak, że przechwyceniem zajmują się cały czas tajne służby (skądinąd nie tylko w Stanach), a proceder odbywa się na niebywałą skalę. Dla autorki filmu tytułowy Citizenfour jest więc bohaterem. Czy ta jednoznaczność nie jest przypadkiem słabością? Nie, bo dzięki "Citizenfour" można spojrzeć w twarz Snowdena, zobaczyć jego dziwny spokój pomieszany z paranoicznym lękiem, wyczytać wiele z drobnych gestów, grymasów twarzy, rzuconych słów. A każdy może wyczytać trochę co innego.
Po filmie, bez względu na stosunek do Snowdena, zostaje w głowie mniej odpowiedzi niż pytań. Jakie granice powinny mieć tajne służby - i jak daleko jednostkowa wolność musi być chroniona? Czy żyjemy w świecie wiecznej inwigilacji, czy może walka z terroryzmem wymaga poświęcenia naszej prywatności? Czy kłamstwa i łamanie prawa przez państwo powinny być traktowane inaczej niż kłamstwa i łamanie prawa przez byłego agenta? Nie jest prawdą, że Snowden zachwiał wiarą w anonimowość internetu oraz zaufaniem do władz i państwowości. On tylko - również dzięki nagrodzonemu Oscarem filmowi Poitras - ten brak wiary i zaufania brutalnie uzasadnił.
Edward Snowden. Czyli kto?
"The Guardian" określił informacje, które upublicznił Snowden, "największą szpiegowską historią XXI wieku".
Pisano o nim, że ujawnił paradoks czasów: prawo do wolności łamie demokratyczny kraj, który z wolności uczynił swój sztandar. Uznawano go nawet w ubiegłym roku za jednego z najpoważniejszych kandydatów do Pokojowej Nagrody Nobla. Jednocześnie niektórzy widzieli w nim kogoś, kto "pozuje na męczennika" i dąży do sławy. Inni sugerowali z kolei, że był "podwójnym agentem", który nieprzypadkowo schronił się w Rosji Putina. W Stanach do dziś jest zresztą ścigany za szpiegostwo, choć otrzymał ponoć zapewnienie, że w razie powrotu do ojczyzny nie zostanie skazany na karę śmierci.
Epizod w CIA
Od nauki w szkole (z powodu choroby nie skończył liceum) zawsze wolał dłubanie w komputerze. "Jestem Certyfikowanym Ekspertem Microsoftu bez dyplomu lub zezwolenia, który mieszka w Maryland. Czytaj: bezrobotnym" - pisał na forum internetowym w 2003 roku. Poszedł do wojska, ale w czasie szkolenia złamał dwie nogi. Gdy wrócił, skupił się na tym, na czym znał się najlepiej: zaczął pracować w tajnej, informatycznej jednostce uniwersyteckiej.
Wtedy zainteresowała się nim CIA: zaczął jeździć po świecie i świetnie zarabiać, ale - jak twierdził - od początku przeszkadzały mu sposoby pracy agencji i werbowania pracowników. Odszedł w 2009 roku i zaczął pracować jako kontraktor dla firm Dell oraz Booz Allen Hamilton współpracujących z NSA, czyli Agencją Bezpieczeństwa Narodowego (National Security Agency). I stał się bezpośrednim świadkiem przechwytywania danych o Amerykanach i obcokrajowcach. Zanim znalazł dziennikarzy, którym o tym opowiedział, przez kilka lat wszystko dokładnie planował: stąd m.in. przeprowadzka na Hawaje i systematyczne kopiowanie danych NSA. Gdy rewelacje Snowdena ujrzały światło dzienne, on sam siedział w pokoju hotelowym w Hongkongu.
Zagadkowe losy
W Hongkongu Snowden spotkał się z Sarą Harrison, byłą dziewczyną Juliana Assange'a, czyli szefa Wikileaks. Razem z nią wyleciał do Moskwy, skąd miał rzekomo przedostać się do Wenezueli albo Ekwadoru. Ale zatrzymał się w Rosji, przez 39 dni tkwił na lotnisku Szeremietiewo: władze amerykańskie unieważniły w tym czasie jego paszport. Otrzymał ostatecznie azyl w Rosji, gdzie przebywa prawdopodobnie do dziś. I gdzie przyjechała również, jak wynika z filmu "Citizenfour", jego dziewczyna.
Przeciwnicy Snowdena pytają więc: czemu nie zdecydował się zostać w Stanach? Gdyby to zrobił, o jego los upomniałyby się wszystkie instytucje broniące praw człowieka. Mógł też skorzystać ze specjalnej ustawy, która chroni tzw. sygnalistów (ang. "whistleblower" - człowiek z gwizdkiem), a więc osoby ujawniające - w imię dobra publicznego - narodowe tajemnice. Niektórych dziwi również, że Snowden zdecydował się zamieszkać w Rosji - akurat Putin w roli osoby upominającej się o prawa człowieka wygląda dość groteskowo.
Odpowiednie miejsce na azyl?
Nie brakuje jednak i tych, którzy Snowdena bronią: to oczywiste, twierdzą, że mógł on uzyskać azyl wyłącznie w kraju mocno antyamerykańskim. Sam Snowden twierdzi, że uciekł, bo nie wierzył w uczciwy proces w USA (ponoć informował wcześniej swoich przełożonych o łamaniu prawa, ale bez skutku). Na 35 lat więzienia skazano przecież Chelsea Manning (wcześniej Bradleya Manninga, płeć zmienił w więzieniu), która ujawniła m.in. nagranie amerykańskich żołnierzy strzelających do nieuzbrojonych cywilów w Iraku. Z kolei założyciel Wikileaks Assange od trzech lat nie opuszcza londyńskiego budynku ambasady Ekwadoru, który udzielił mu azylu politycznego.
Podczas programu telewizyjnego "Gorąca linia z Władimirem Putinem" Snowden zapytał zresztą wprost prezydenta Rosji, czy jego kraj również podsłuchuje swoich obywateli. "Nie" - odpowiedział Putin. Jedni uznali to za dowód, że Snowden potwierdza bajki rosyjskiego prezydenta. Inni twierdzili, że to zręczny przytyk do rosyjskiej propagandy. "Krytykuje się nie słowa prezydenta, ale fakt zadania pytania. Skoro narażałem życie, żeby ujawnić praktyki podsłuchowe w moim kraju, mogę również krytykować podobne praktyki w Rosji, której nie przyrzekałem lojalności".
Bohater czy zdrajca
I politycy, i publicyści są podzieleni. Dla jednych Snowden to zdrajca, który uderzył w bezpieczeństwo swojego kraju (inwigilacja ma przecież służyć obronie przed terroryzmem). Dla innych - bohater, dzięki któremu mamy świadomość, że nikt nie jest w stanie uchronić się przed Wielkim Bratem, który wie o nas wszystko. Sam Snowden co jakiś czas o tym zresztą przypomina. "Fakty leżą na stole. Inwigilacja na masową skalę jest rzeczywistością, służby uprawiają szpiegostwo gospodarcze. Działają poza wiedzą i kontrolą wybranych przedstawicieli narodu" - mówił zaledwie kilka dni temu niemieckiemu "Spieglowi".
Co wiemy dzięki Snowdenowi o NSA?
Dzięki stworzonym przez siebie programom śledzi niemal wszystko, co użytkownik robi w sieci - może przeglądać skrzynki mailowe prywatnych osób, przeglądać czaty i śledzić historię wyszukiwań w internecie. Wśród firm, których informacje zbierała NSA, były m.in. Apple, Microsoft, Google i Facebook
Dzięki współpracy z firmami telekomunikacyjnymi może uzyskiwać dostęp do prywatnych rozmów telefonicznych
W kupowanym w sklepach sprzęcie najważniejszych firm umieszcza oprogramowania szpiegowskie, które rejestrują np. uderzenia w klawiaturę
Systematycznie inwigiluje najważniejsze instytucje Unii Europejskiej, a także czołowych polityków na świecie. Wśród nich była m.in. kanclerz Niemiec Angela Merkel.
Laura Poitras
"Im więcej rzeczy nasze władze robią w tajemnicy, tym mocniej zagrożona jest nasza wolność" - mówi jego reżyserka Laura Poitras.
Jak przyznaje na początku filmu Poitras, po zrealizowaniu dokumentu "Mój kraju" o wojnie w Iraku znalazła się na czarnej liście, była wielokrotnie zatrzymywana i przesłuchiwana na granicach USA. Jej kolejny film - "Przysięga" - opowiadał o więzieniu Guantanamo i wojnie z terroryzmem. "Citizenfour" miał być z kolei domknięciem trylogii o "Ameryce po 11 września". A jest to kraj daleki od american dream.
To nie autorka szukała zresztą tym razem bohatera, ale on - czyli Edward Snowden - znalazł ją. Ponoć dlatego, że inni dziennikarze albo nie byli tematem zainteresowani, albo nie chcieli przedzierać się przez zaszyfrowane e-maile. Poitras chciała. Zaprosiła do współpracy dwóch dziennikarzy śledczych "Guardiana", a przede wszystkim sprowokowała spotkanie ze Snowdenem. "Okazał się niewinnie wyglądającym 29-latkiem, a zarazem człowiekiem znacznie odważniejszym, niż mogłam się spodziewać" - opowiadała Poitras.
Dziś mieszka w Berlinie i konsekwentnie broni Snowdena przed atakami krytyków. "To, co ujawnił, stanowi nie tylko zagrożenie dla naszej prywatności, ale dla samej demokracji" - mówiła w Los Angeles, gdy odbierała Oscara. [Paweł T. Felis]
Wszystkie komentarze