Rzeszów bez oficera, ale..., wybory, festiwal - taki był ostatni tydzień [FOTO]

Do końca września potrwa budowa sieci szerokopasmowej dla województwa podkarpackiego - ogłosił we wtorek urząd marszałkowski. Powstanie ponad 2 tys. km nowoczesnej sieci światłowodowej. Do szybkiego internetu będą mieli dostęp m.in. mieszkańcy Bieszczadów.

- Do tej pory powstało 1230 km kanalizacji kablowej dla sieci światłowodowej - ponad 61 proc. całości - oraz projekt obejmujący rozmieszczenie ok. 1840 km sieci - wylicza Tomasz Leyko, rzecznik prasowy urzędu marszałkowskiego.

Za budowę sieci szerokopasmowej odpowiada firma Otwarte Regionalne Sieci Szerokopasmowe z Warszawy, która sieć budowała także na Warmii i Mazurach. Cały projekt warty ok. 300 mln euro obejmuje jeszcze Świętokrzyskie, Lubelskie i Podlasie. Pieniądze daje Unia Europejska z programu Rozwój Polski Wschodniej. Sieć szerokopasmowa to najbardziej prestiżowy projekt tego programu z poprzedniej perspektywy finansowej.

Podkarpacka część sieci ma kosztować ponad 321 mln zł, z czego UE dokłada 249 mln. Urząd marszałkowski twierdzi, że współpraca z wykonawcą układa się prawidłowo. Budowa sieci na Podkarpaciu ma się zakończyć we wrześniu. Urzędnicy zapewniają, że nie ma ryzyka, że projekt będzie miał opóźnienia w rozliczeniu. - Sieć umożliwi uzyskanie szerokopasmowego dostępu do internetu ponad 90 proc. mieszkańców regionu. Znikną praktycznie obszary nazywane do tej pory "białymi plamami" - twierdzi Leyko.

Sieć szerokopasmową na Podkarpaciu zaprojektowały wspomniane Otwarte Regionalne Sieci Szerokopasmowe, ta firma ją buduje, a po zakończeniu inwestycji będzie operatorem sieci. Będzie odpowiadała za jej zarządzenie i eksploatację. To do warszawskiej firmy zgłaszać się będą operatorzy, którzy zdecydują się doprowadzić internet do poszczególnych gospodarstw domowych i wszelkiego rodzaju instytucji.

Urzędnicy zapewniają, że zainteresowanie operatorów podłączeniem do sieci szerokopasmowej jest coraz większe. Aby rozwiać wątpliwości, korzystanie z internetu nie będzie darmowe. Kilka podkarpackich firm już dostało dofinansowanie z Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości na podpięcie swoich węzłów do sieci. - Obecnie trwają prace związane z ustalaniem cennika usług telekomunikacyjnych dla operatorów ostatniej mili - twierdzi Tomasz Leyko.

Po kilkudniowych opadach, które w nocy z wtorku na środę mocno się nasiliły na Podkarpaciu znacznie wzrósł poziom wody w rzekach, pojawiły się podtopienia. Pogotowie przeciwpowodziowe ogłoszone zostało w gminie Zarszyn, w powiecie jasielskim oraz Krośnie.

Wzrósł poziom wody w rzekach, głównie w rejonach górskich i podgórskich. - Największe opady zanotowano w Bieszczadach i w Beskidzie Niskim, m.in. na stacjach telemetrycznych w Sakowczyku - tam spadło 59,8 mm opadów za ostatnią dobę, w Terce - 52,4 mm, Tarnawie Niżnej -52,2 mm, a także w Nowym Żmigrodzie - 48,6 mm.

W czasie kilkunastu godzin intensywnego deszczu i wiatru wiele pracy mieli podkarpaccy strażacy. - Na szczęście nie było bardzo poważnych akcji i na szczęście nikt nie ucierpiał, ale usuwaliśmy skutki podtopień, udrażnialiśmy przepusty, wypompowywaliśmy wodę z piwnic - wylicza młodszy kapitan Michał Lech z Komendy Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej w Rzeszowie, dyżurny operacyjny województwa. Strażacy do usuwania skutków podtopień do środowego popołudnia wyjeżdżali 44 razy. 18 akcji strażaków dotyczyło usuwania połamanych przez wiatr drzew i gałęzi.

W Jasionce samorząd podkarpacki buduje Centrum Wystawienniczo-Kongresowe za 134 mln zł. Prace mają się zakończyć jeszcze w tym roku. CWK składa się z dwóch części: kongresowej oraz wystawienniczej w kształcie oszklonej kopuły. Samo wyposażenie wnętrza obiektu m.in. w multimedia czy meble będzie kosztować ponad 20 mln zł. Postanowiliśmy zaglądnąć do środka CWK i zobaczyć, co ile kosztuje.

WIECEJ TUTAJ

Poniedziałkowy poranek przyniósł wyniki wyborów prezydenckich w drugiej turze. Podkarpacie, zgodnie z przewidywaniami, zagłosowało za Andrzejem Dudą. Zdobył tu aż 71,39 proc. głosów. Na Bronisława Komorowskiego zagłosowało tylko 28,61 proc. wyborców z naszego regionu. Były też w regionie miejsca, w których kandydat PiS zdobył serca niemal wszystkich wyborców. Jeśli chodzi o gminy - najwyższe poparcie odnotował w gminie Jeżowe w powiecie niżańskim - tu zagłosowało na niego prawie 92 proc. wyborców.

Były też obwody, w których ten wynik był jeszcze wyższy. Np. w Łętowni Gościńcu - 97,21 proc., Wólce Łętowskiej - 96,18, Majdanie Łętowskim - 96, 08 proc., Łętowni - 94,01 proc.

Rzeszów nie ma oficera rowerowego i nie zamierza takiego powoływać. Nie oznacza to jednak, że w Rzeszowie rowerzyści mają klawe życie, świetnie dogadują się z miastem i oficer nie jest potrzebny. Wręcz przeciwnie problemy narastają i ktoś kto ogarnie wszystkie sprawy jest niezbędnie potrzebny. W ratuszu zdecydowano, że sprawami rowerzystów zajmie się Zarząd Transportu Miejskiego

- Powstaje wiele nowych dróg, osiedli, coraz więcej osób korzysta z transportu publicznego, coraz więcej osób jeździ też rowerami. I uznaliśmy, że nadszedł czas na to, by działania związane ze sprawami ruchu rowerowego skoordynować, zacząć prowadzić spójną politykę rowerową - mówi Anna Kowalska, dyrektor Zarządu Transportu Miejskiego w Rzeszowie.

Czy to początek poważnego traktowania politykę rowerowej w stolicy Podkarpacia?

Rzeszowscy radni zgodzili się na dodanie zarządowi rowerowych obowiązków. - Polityką rowerową zajmiemy się swoimi siłami. Zatrudniamy fachowców od transportu, którzy będą analizować i proponować, co można poprawić, jeśli chodzi o sprawy rowerów, jak udoskonalić dużą sieć ścieżek rowerowych, jakie nowości można wprowadzić, by stworzyć rowerzystom jak najlepsze warunki i zachęcać kolejne osoby do tej formy podróżowania - mówi Kowalska.

Szefowa ZTM zabrała się od razu do sprawy i pojechała do Dębicy na spotkanie z prezesem firmy Arkus Romet. Rozmowy dotyczyły m.in. nowoczesnych wypożyczalni rowerów, które mogłyby pojawić się w naszym mieście, i wprowadzenia w nich także rowerów elektrycznych. 17 czerwca do Rzeszowa z prezentacją takich wypożyczalni przyjadą przedstawiciele tej firmy.

ZTM zapowiada współpracę z rzeszowskim środowiskiem rowerowym. - Mieliśmy już okazję wspólnie pracować przy okazji przewożenia rowerów w autobusach. Już wtedy odnieśliśmy wrażenie, że dyrektor Kowalska jest bardzo fajną i otwartą osobą. Zatem początki mieliśmy dobre. Miejmy nadzieję, że jeszcze bardziej między nami zaiskrzy - liczy Daniel Kunysz, prezes stowarzyszenia Rowery.Rzeszow.pl.

Dolina Lotnicza jest "rozczarowana" i "zaniepokojona" decyzją rządu, który w przetargu na śmigłowiec wielozadaniowy dla polskiej armii do testów wybrał śmigłowiec Caracal wytwarzany przez francuskiego Airbusa.

Dolina Lotnicza to stowarzyszenie zrzeszające ponad 100 firm z branży lotniczej z południowo-wschodniej Polski. Należą do niej PZL Mielec i PZL Świdnik. Oba zakłady startowały w przetargu na wielozadaniowy śmigłowiec. Mielecki zakład oferował Black Hawka, świdnicki włosko-brytyjską maszynę AW149. Obie oferty zostały odrzucone.

Polski rząd do testów dopuścił śmigłowiec Caracal wytwarzany przez francuskiego Airbusa. Wartość kontraktu szacowana jest na 13 mld zł. Polska armia zamierza kupić 50 śmigłowców wielozadaniowych.
Dolina Lotnicza podjęła stosowną uchwałę dotyczącą wyboru przez rząd francuskiej oferty. Decyzja MON została przez stowarzyszenie z "rozczarowaniem" i "zaniepokojeniem". Dolina Lotnicza uważa, że śmigłowce produkowane przez zakłady z Mielca i Świdnika "w różnym stopniu zaspokoiłyby potrzeby naszych sił zbrojnych".

Stowarzyszenie przypomina, że właściciele obu firm (Sikorsky, AgustaWestland) zainwestowali w ich rozwój spore pieniądze i wzięli "odpowiedzialność za tysiące polskich pracowników.
"Obawiamy się, że decyzja rządu polskiego może wywołać negatywne skutki dla firm Doliny Lotniczej" - czytamy w uchwale stowarzyszenia, które twierdzi, że pracownicy z Mielca i Świdnika obawiają się utraty miejsc pracy. "Które z takim trudem staramy się tworzyć".

Tymczasem Caracal przeszedł pozytywnie testy w polskiej armii.

Serial pt. "Co się wybuduje nad Wisłokiem" rozkręca się: miasto wydało sześć decyzji o warunkach zabudowy w ciągu ostatnich trzech lat dla jednej działki przy moście Zamkowym. Ostatnio dla 10-piętrowego wieżowca.

Decyzja o warunkach zabudowy jest wstępem do wydania pozwolenia na budowę. Wydawana jest przez wydział architektury dla terenów, na których nie obowiązuje miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego. W Rzeszowie dotyczy to ok. 80 proc. powierzchni miasta. Ta sama zasada obowiązuje w odniesieniu do terenów nad Wisłokiem, włączając tereny zalewowe (w tym przypadku potrzeba jeszcze akceptacji RZGW).

Deweloperzy, wietrząc nad rzeką duże pieniądze, kawałek po kawałku planują zabudowę zielonych płuc miasta. Problem w tym, że z powodu braku planu zagospodarowania dolinie Wisłoka grozi chaotyczna zabudowa, nie tylko urągająca ładowi w przestrzeni miejskiej i estetyce (niedaleko buduje się duży dyskont, który będzie odwrócony tyłem do rzeki), ale i - jak alarmują naukowcy - mogąca mieć poważne konsekwencje m.in. dla jakości powietrza w mieście.

Urząd miasta tłumaczy, że wydaje decyzje o zabudowie, a potem - pozwolenia na budowę kolejnych obiektów nad Wisłokiem - zgodnie z prawem. To prawda, problem w tym, że władze miasta ani myślą zainicjować uchwalenia miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, który pozwoliłby na uporządkowanie nadrzecznej zabudowy.

Maciej Chłodnicki, rzecznik prezydenta Rzeszowa, potwierdza, że decyzja o warunkach zabudowy została wydana dla działki tuż przy moście Zamkowym, po stronie Nowego Miasta. Zresztą - jak się okazuje - nie pierwsza. - W ciągu ostatnich dwóch-trzech lat wydano dla tej działki już około sześciu WZ-etek. Każda dotyczyła innego rodzaju zabudowy: jedna była dla niskich zabudowań - bud i wiat, a ostatnia - dla wieżowca na około 10 kondygnacji, wraz z rozbudową istniejącego niskiego budynku - mówi rzecznik.

W ostatnia sobotę rozpoczął się przed Muzyczny Festiwal w Łańcucie. Książę Jan Lubomirski przywiózł XVIII-wieczny dokument, marszałek wręczył medal, a z zamkowej wieży, na linach, zsunęli się żołnierze.

Muzyczny Festiwal w Łańcucie to nie tylko muzyka, ale także strój. Wszyscy, z około trzech tysięcy widzów, niemal bez wyjątku, wystąpili w czerwonych lub zielonych foliowych płaszczach, które wręczano każdemu wchodzącemu z powodu mżawki. Łańcucka publiczność już w poprzednich latach udowodniła, że deszcze jej niestraszne, nie zawiodła i tym razem, a morze czerwonych i zielonych kapturków przed zamkiem stało się dodatkową atrakcją, widzowie jeszcze przed rozpoczęciem koncertu chętnie robili sobie zdjęcia na tle takiej scenografii.

Po raz pierwszy festiwal zainaugurowała opera w plenerze - "Napój miłosny" Gaetano Donizettiego.

Prawdziwą niespodziankę przygotował książę Jan Lubomirski, który nieoczekiwanie przywiózł na koncert inauguracyjny festiwalu wyjątkowy prezent i wręczył go autentycznie zaskoczonemu Witowi Karolowi Wojtowiczowi, dyrektorowi Muzeum-Zamku w Łańcucie. Jest to mowa sejmowa księcia Stanisława Lubomirskiego, Marszałka Wielkiego Koronnego, męża Izabeli z Czartoryskich Lubomirskiej, z 17 października 1776 r.

Jedną z najpiękniejszych oper Gaetano Donizettiego, "Napój miłosny", ujmująco wykonali chór, balet i soliści Opery Krakowskiej, z towarzyszeniem Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Podkarpackiej, pod dyrekcją Jewgienija Wołyńskiego. Reżyser przedstawienia dostosował swoją wizję do nowej przestrzeni, osobny plan stworzył w zamkowych oknach tuż nad sceną, a gdy do wsi przybywają żołnierze, to kilku z nich zsunęło się po linach z zamkowej wieży. W roli dzielnych wojaków wystąpili alpiniści. W przedstawieniu wystąpiły również dzieci z łańcuckich szkół i przedszkoli.