- Gdy zastanawiałem się, którą szkołę filipińskich sztuk walki wybrać, znalazłem w internecie film z Johnem Macem, reprezentującym szkołę Cacoy Doce Pares z Cebu. Z treningów w Warszawie pamiętałem jedno nazwisko - Ciriaco ?Cacoy? Ca?ete. Uznałem, że właśnie jego szkoła, czyli Cacoy Doce Pares, interesuje mnie najbardziej. Napisałem maila na adres, który zamieszczono pod filmem, i odpisał mi jeden z uczniów Cacoya, John John Mac, którego mieliśmy okazję gościć niedawno już drugi raz w Rzeszowie. Na początku odbywałem szkolenia przez internet, potem udało mi się wybrać na warsztaty prowadzone przez mistrza Johna w Berlinie - wspomina Michał.
Na zajęciach ze studentami stara się stosować jego filozofię nauczania. - Kultura zachodnia skłania nas do pośpiechu, do poświęcania coraz mniejszej ilości czasu na doskonalenie jakiejś umiejętności; różnorakie kursy trwają teraz dwa tygodnie czy kilka dni, niekiedy dostaje się certyfikat właściwie bez zgłębienia tematu. Gdy mistrz John John Mac przyjechał do nas, to widać było, że ma opanowane do perfekcji wszystkie techniki i ze stoją za tym tysiące powtórzeń. Każde uderzenie było precyzyjne, wymierzone samym końcem kija, bo tam właśnie występuje największa siła, wynikająca z przyspieszenia. Jego ruchy były wyważone, szybkie, mocne. Dlatego uznałem, że zamiast prezentować pobieżnie kilkanaście technik, warto ograniczyć się do kilku, by ich faktycznie przez pół roku nauczyć. Stosuję zasadę: mniej różnorodności, więcej podstaw - opisuje swój styl prowadzenia treningów Michał.
Koordynacja to podstawa
Co jest najtrudniejsze w nauce eskrimy? - Dla mnie najtrudniejsze jest skoordynowanie różnych manewrów obu rąk podczas wyskoku czy obrotu, szczególnie wtedy, gdy kijem należy poruszać nie po liniach prostych, a po skomplikowanych pętlach. Wymaga to naprawdę dużej koncentracji i umiejętności koordynacji, jednak rozpoczynamy zawsze od prostych elementów i stopniowo łączymy je w bardziej zaawansowane sekwencje - komentuje Agnieszka.
Co ciekawe, na początku Filipińczycy traktowali kij tylko jako zastępstwo miecza. - Słowo eskrima pochodzi z hiszp. słowa esgrima, co znaczy szermierka. Techniki odpowiadały więc cięciom miecza. Dopiero mistrz Cacoy docenił kij jako przedłużenie ręki, i zauważył, że daje to więcej możliwości. Można uderzać każdą powierzchnią, krótszym i dłuższym końcem kija, stosować bloki, dźwignie, zahaczenia. Warto również wspomnieć, że wprawny eskrimador jest wstanie rozpędzić kij do prędkości 290 km/h, siła uderzenia jest więc potężna - wyjaśnia Michał. Na zajęciach sekcji używane są rozmaite rodzaje broni - kije różnej długości i grubości, metalowe i drewniane repliki maczet i noży, kieszonkowe ?dulo-dulo?, a nawet przedmioty codziennego użytku, takie jak parasol, długopis czy pęk kluczy. Brzmi to dość groźnie, jednak na zajęciach praktycznie nie dochodzi do kontuzji. - Można dostać w palec, jeśli ktoś nie zachowuje odpowiedniego dystansu. Kontuzje biorą się głównie z braku koncentracji i z popadania w rutynę. Ten sam atak nie zawsze bowiem trafia w to samo miejsce. W sumie u nas na treningach mieliśmy jedynie delikatne zadrapania, czasem obolałe palce - odpowiadają zgodnie Michał i Agnieszka. Nie ukrywają jednak, że najbardziej zaangażowani członkowie sekcji zazwyczaj mogą się pochwalić siniakami, nabytymi podczas sparringów - nazywają to żartobliwie ?uczuleniem na kij?.
Wszystkie komentarze