Na pewno świetnego kina okraszonego pofilmową dyskusją. Dyskusyjny Klub Filmowy Klaps odbywa się w każdy poniedziałek w WDK (Okrzei 7) o godz. 19. Karnety w cenie - 25 zł, pojedyncze wejściówki - 10 zł. Na seanse zapraszają Dominik Nykiel i Adam Kus.
REKLAMA
Materiały dystrybutora
1 z 4
7 września - Droga życia
Tom (Martin Sheen) to amerykański lekarz, który nie może się pogodzić z tragiczną śmiercią syna. Daniel (Emilio Estevez) zginął w Pirenejach, pokonując Camino de Santiago, zwaną też Szlakiem Świętego Jakuba. Tom jedzie do Europy po szczątki syna. Na miejscu postanawia jednak przejść cały szlak, od początku do końca, aby uczcić pamięć Daniela. To spore wyzwanie, droga jest bardzo długa, a Tom nie ma żadnego doświadczenia trekkingowego. Okazuje się jednak, że nie będzie mierzył się z tym wyzwaniem sam. Dołącza do niego Holender Joost, później Kandyjka Sarah i irlandzki pisarz Jack. Każde z tej pozornie niedopasowanej, przypadkowej gromadki jest na życiowym zakręcie, każde poszukuje motywacji do mierzenia się z niespodziankami, jakie niesie przewrotny los.
Fot. materiały prasowe
2 z 4
14 września - Lekcja
Bułgaria, Grecja 2014 (Urok). Reż. Kristina Grozewa, Petar Walchanow. Aktorzy: Margita Goszewa, Iwan Barnew, Iwan Sawow, Stefan Denoliubow.
Nagrodzona podczas Warszawskiego Festiwalu Filmowego historia nauczycielki, która w dwa dni musi znaleźć pieniądze na spłatę długu.
"Ktoś ukradł mój portfel" - pisze na tablicy uczennica, a szkolna anglistka Nadieżda daje uczniom ostry wykład o moralności. Próbuje znaleźć wśród uczniów sprawcę, prowokuje go (zostawia np. oznaczony banknot), robi w klasie składkę dla okradzionej koleżanki. Nie wie jednak, że systematycznie oszukuje ją też własny mąż: zamiast spłacać kredyt, inwestuje w swojego campera. Aż o dom upomina się komornik - jeśli pieniądze nie zostaną wpłacone w ciągu dwóch dni, mieszkanie trafi pod młotek.
"Tak wyglądają procedury", "takie postępowanie regulują przepisy" - słyszy kilkakrotnie młoda nauczycielka, choćby w banku. Zasady ustala zresztą ten, kto ma władzę: wszystko jedno, czy chodzi o komornika czy o bezczelnego lichwiarza udzielającego "chwilówek". Nadieżda jest uczciwa, obcy jej konformizm (dlatego nie poprosi o pieniądze bogatego ojca, z którym jest od dawna skłócona). Ale i w niej odzywa się protekcjonalny ton wyższości, gdy mówi o tym, co słuszne, a co niemoralne ("Dowiem się, kto to zrobił i dam mu porządną lekcję!").
Motywem najważniejszym są w filmie pieniądze: ktoś coś od kogoś pożycza, ktoś nie płaci innemu na czas. Filmowany w zgaszonych kolorach świat z obrazu Kristiny Grozewej i Petara Walchanowa jest jednak przede wszystkim wyzuty z bliskości - kupuje się tu czas i seks, stosuje nagrody i kary, prostacko uwodzi (tak zachowuje się tu choćby pojawiający się w epizodzie polski cwaniak Krzysztof) i "płaci" za związek z dużo młodszymi kobietami. Nadieżda, choć ma przecież rodzinę, zachowuje się chwilami niczym wyzuta z emocji maszyna - obnażenie uczuć jest oznaką słabości, liczenie na innych: naiwnością.
Czy to wina kapitalizmu, gospodarczego kryzysu, ludzkiej pazerności czy może głupoty? "Nie można dać się zniszczyć przez coś tak nieważnego, jak pieniądze" - przekonuje z początku bohaterka. Ale, o czym przekona się za chwilę, to piękna teoria: niemal wszyscy bohaterowie "Lekcji" w ten czy inny sposób podtrzymują system, w którym uczciwość jest mrzonką. Nie budzą sympatii twarze małomiasteczkowego policjanta, męża alkoholika i kasjerki w banku, ale nieufność i cwaność przechodzą też na najmłodszych. Może lepiej - zdaje się mówić w ostatniej scenie twarz bohaterki - żeby się od nas, dorosłych, niczego nie uczyli? [Paweł T. Felis]
3 z 4
21 września - Stary człowiek i może
Finlandia 2014 (Mielensapahoittaja). Reż. Dome Karukoski. Aktorzy: Antti Litja, Mari Perankoski, Iikka Forss, Petra Frey
Nostalgiczna, gorzka, choć chwilami kapitalnie zabawna komedia - o zrzędliwym staruszku, który odkrywa, że choć zawsze wszystko wie lepiej, nie zawsze musi mieć rację.
Nie, wbrew tytułowi sędziwy bohater (Litja) nie wszystko może. Ma na przykład problemy z uruchomieniem kuchenki elektrycznej, kiepsko zna się na telefonach dotykowych, a synowi (Forss), którego chce nauczyć ścinania drzew, omal nie oderżnie nogi piłą elektryczną. "Stary człowiek" nie rozumie młodych, fatalnie czuje się w dużym mieście, kiepsko radzi też sobie w relacjach rodzinnych. A jednak będzie musiał stawić temu wszystkiemu czoła.
Wszystko z powodu wypadku, po którym czeka go szpital w Helsinkach, a wcześniej kilka dni w luksusowym domu swojej chłodnej synowej (Perankoski). Rezolutna pani domu robi karierę, utrzymuje męża fajtłapę, ale wobec rzadko widywanego teścia zrzędy szybko traci cierpliwość. Trudno zresztą nie stracić: staruszek często mówi od rzeczy, zawsze "wie" i uwielbia pouczać, psuje świetnie zapowiadający się, firmowy kontrakt, a w domu robi tyle zniszczeń, że "zmienia go w Afganistan". Tyle że tytułowy bohater, co odkrywamy nie od razu, źle się też czuje sam ze sobą.
Film Karukoskiego, adaptacja powieści Tuomasa Kyro, balansuje na granicy bezczelnej satyry na starość. Źródłem mnóstwa żartów jest niedzisiejszość bohatera, naiwność, fizyczna i mentalna ociężałość, ale też zwyczajna, przepraszam za wyrażenie, upierdliwość. Antti Litja, nagrodzony zresztą za tę rolę fińskim Oscarem, świetnie jednak tę nieznośność uzasadnia: gdy odmawia posłuszeństwo ciało, a oswojony świat staje się dla młodszych skansenem, nieustannej irytacji nie sposób powstrzymać. Zwłaszcza że najważniejszym celem staruszka jest nieosiągalne: chce być wciąż samowystarczalny.
Fińska komedia okazuje się na dodatek specyficzna - dużo tu ryzykownych żartów i gagów, ostrą kreską rozpisane są postaci syna i synowej, ale i tak dominuje ton romantyczno-nostalgiczny.
Tytułowy zrzęda od lat idzie wytyczoną ścieżką, która nic nie robi sobie ze współczesności. Dobry jest tylko jeden telewizyjny prezenter, jedna marka samochodu, jeden model związku, w którym on koniecznie musi postawić dom i spłodzić dziecko, a ona - zajmować się domem i wychowywaniem potomstwa. Pobyt w Helsinkach coś jednak otwiera: staje się jasne, że ten właśnie model w przypadku bohatera był bezpieczną rutyną, ale już nie receptą na szczęście.
Młodzi mogą jednak jeszcze wiele rzeczy zmienić - "stary człowiek" już nie. I nawet jeśli chciałby przeżyć życie inaczej, a w swoim związku mniej irytować się głupotami i dbać o to, co naprawdę ważne, nie ma już szansy. I on to doskonale wie. Co nie znaczy, że zamierza się poddać. [Paweł T. Felis]
4 z 4
28 września - Dureń
Rosja 2014 (Durak). Reż. Jurij Bykow. Aktorzy: Artiom Bystrow, Daria Moroz, Natalia Surkowa, Jurij Curyło, Boris Niewzorow
Ostry, mroczny realizm z Rosji: wizja potwornego świata, a zarazem głos buntu.
"Zniszczone ściany, popękane stropy i wszechobecna pleśń: to codzienność mieszkańców żyjących naprzeciwko budynku rady miejskiej" - informują telewizyjne wiadomości. W podobnym budynku, który widzimy na początku filmu, młodzi ćpają, mężczyźni piją i bez opamiętania tłuką bliskich, jedna awaria zastępuje kolejną. Ale szykuje się też tragedia jeszcze większa, bo cały budynek - z powodu wielkiej szczeliny w ścianie - może runąć, co przewiduje młody hydraulik Dima (Bystrow).
Jurij Bykow, podobnie jak w poprzednim filmie "Major", znów pokazuje zepsuty do szpiku kości, gnijący dosłownie i w przenośni świat oraz tego jednego, który nie zachowuje się jak wszyscy. "Chcieliśmy, żebyś został człowiekiem i żył jak ludzie" - krzyczy do Dima przy stole matka. "To ja nie jestem człowiekiem?" - pyta syn i słyszy: "Jesteś durniem". Podobnie jak ojciec Dimy, który niczego się w życiu nie dorobił (nawet "przyjaciół ani wrogów"), bo nie kradł, nie oszukiwał, wolał wieść spokojne i uczciwe życie.
Młody hydraulik przypomina niechcianego zbawiciela: walczy z machiną biurokracji i korupcji (jeszcze bardziej brutalną niż w "Lewiatanie"), jest w stanie przeciwstawić się wszystkim i ratować życie, ale życie przelicza się tu wyłącznie na pieniądze, które można przeznaczyć na mieszkania zastępcze albo schować do kieszeni lub oddać synowi na prywatne studia w Moskwie. Sami mieszkańcy nie chcą zresztą wcale żadnego "zbawienia", przyzwyczaili się do codziennego piekła. Każda zmiana jest ryzykiem i kłopotem, nikt nikomu i w nic nie wierzy. Czemu mieliby więc uwierzyć Dimie?
Przejmujące to, ostre kino mrocznego realizmu (nieprzypadkiem dedykowane Bałabanowi), które więcej ma wspólnego ze Smarzowskim niż Zwiagincewem w "Lewiatanie". Tym właśnie Bykow się broni, bo przecież i zbyt mocno widoczna jest w scenariuszu teza, i w wykonaniu chwilami za dużo publicystyki. "Dureń" pozostaje jednak wciągającym, szczerym głosem młodego, "gniewnego" kina z Rosji - głosem buntu i rozpaczy zarazem. [Paweł T. Felis]
Wszystkie komentarze