Pamiętacie kiedy na dworcu były takie kolorowe rysunki :)
Poniżej tekst z 2008 r. o dworcowej beznadziei. Eeeee... ja tam lubię nasz rzeszowski dworzec :)
Dworcowa beznadzieja (ze szczyptą poezji)
Wybierając się do Rzeszowa wyobrażałem sobie, że jadę do miasta niebywale czystego i zadbanego, czym - jak wykazały ubiegłoroczne badania "Gazety Wyborczej", szczycą się jego mieszkańcy. Czar prysł, gdy przekroczyłem próg stacji Rzeszów Główny. - pisze o rzeszowskim dworcu Tomasz Haładyj z "Gazety Wyborczej" w Częstochowie
Pierwsze wrażenie, że budowla zieje smutkiem i upadkiem, nie opuściło mnie podczas zapuszczania się w dworcowe zakamarki.
Z toalety, która pamięta chyba wczesne lata 60., wyszedłem z zalanymi spodniami. Gdy nacisnąłem w pisuarze przycisk do spuszczania wody, chlusnęła na mnie. WC w stanie agonalnym. Znalazłem je bez trudu - w holu stworzony własnym siłami napis sugerował, iż trzeba wyjść z powrotem na peron. Tam prowadził mnie już tylko zapach - na szczęście nie smród, lecz ostra woń środków czyszcząco-dezynfekujących. W toalecie zadziwiły mnie natomiast dwie rzeczy: pozycja "golenie" - oczywiście własną maszynką, płatne 2,50, bo jak poinformowała mnie babcia klozetowa zużywa się wody i zajmuje miejsce oraz kabina "dla personelu" - nie wiedziałem, że jeszcze taki podział się stosuje.
Zacząłem się rozglądać się za przechowalnią bagażu. Drogowskaz w holu, gdzie umieszczono tylko schowki, doprowadził mnie do pomieszczenia dzielonego wspólnie przez fryzjera męskiego, kiosk z akcesoriami GSM oraz sklepik spożywczy. Ten ostatni okazał się przechowalnią, moja torba wylądowała na zapleczu pośród skrzynek z pustymi butelkami.
Budynek dworca z elewacją ze szlachetnego kamienia, niestety, upstrzoną szyldami. W środku nic z elegancji, podłoga z lastryko, latają gołębie, jakieś budki i kasy po prawej (PKP PR) i lewej (IC). Oczywiście dłuższa kolejka do tych pierwszych, choć jedne i drugie sprzedają wszystkie bilety. Ale nie tylko kasy mieszają podróżnym w głowach. Wyświetlacze nie różniące się kolorami czcionki dla odjazdów i przyjazdów utrudnią orientację. Poza tym mimo teoretycznych możliwości nie są wyświetlane pozycje "przez". I tak mój pociąg oznaczono jako Poznań, nie pisząc nic o Krakowie, przez który jedzie. Nie zawsze zachowana jest kolejność czasowa odjazdów/przyjazdów pociągów, zapowiedzi przez megafony słabo słychać, są miejsca, w których w ogóle nie można zrozumieć wydobywających się z nich odgłosów. W hali i w części peronu 1 przy budynku brakuje plakatów z rozkładem jazdy. Na dodatek pociąg z Kijowa zapowiedziano jako z Przemyśla. O tym, że jechał z Kijowa dowiedziałem się w Krakowie, gdy wysiadłem z niego i o tym powiedziano.
Dojścia do peronów są dobrze oznakowane, ale aż proszą się o odświeżenie. Trudno również skryć się przed deszczem, bo zadaszenie ma tylko część peronu 1, na 2 to zaledwie wąski daszek niezakrywający całej szerokości peronu. Można by wprawdzie rozsiąść się w oddzielnej poczekalni, ale skutecznie zniechęcają do tego jakieś szmaty leżące w kącie.
Ulokowałam się więc w barku "jedynka" - od numeru posesji: pl. Dworcowy 1. Obsługa uprzejma, a "klimat" tworzy ścianka ozdobiona malunkiem dworca kolejowego w Nowym Jorku, przypominającym, iż pół Podkarpacia przebywa w USA. W barku nie słychać niestety zapowiedzi pociągów - więc za szybko wyszedłem na spóźniony pociąg, ponieważ opóźnienie wzrosło. Zdążyłem więc jeszcze zerknąć na plan miasta umieszczony przed wejściem na dworzec, był jednak tak wyblakły, że nie sposób dostrzec na nim zarysów ulic nie mówiąc już o ich nazwach. Ryzykowne wydało mi się również skorzystanie z usług taksówek, na szybach których brakowało cennika.
Ale w tej całej beznadziei znalazłem coś niezwykłego - poezję Miłosza na plakatach zawieszonych w holu przy wyświetlaczu z odjazdami.
Wszystkie komentarze