W listopadowym Kinie Konesera zobaczymy sześć rożnych filmów. Seanse odbywają się w każdą środę oraz niektóre poniedziałki w kinie Helios przy al. Powstańców Warszawy w Rzeszowie. U nas do wygrania w piątki bilety do kina Helios.
REKLAMA
1 z 6
Legend - 4 listopada
O dwóch gangsterach, którzy trzęśli londyńskim East Endem w latach 60., czyli bracia bliźniacy Kray grani przez Toma Hardy'ego.
Wielka Brytania, Francja 2015 Reż. Brian Helgeland. Aktorzy: Tom Hardy, Emily Browning, David Thewlis
Pomysł, aby obydwu braciszków (wciąż będących w rodzimej Anglii przedmiotem swoistego kultu i fascynacji - p. tytuł) zagrał jeden aktor - i to nie byle jaki, z silną osobowością i po sukcesie "Mad Maxa" będący na fali - okazał się świetny. Hardy gra ich w sposób bardzo rozmaity - tak jak różne to były persony. Reggie jest urokliwy i uwodzicielski, opanowany, gładki w obyciu, postrzegający siebie jako kogoś w rodzaju biznesmena. Ronnie, zwalisty i w grubych okularach, ma rozpoznaną schizofrenię paranoidalną, jest gejem (do czego chętnie się przyznaje, a co w ówczesnej Anglii wystarczałoby, aby go zapuszkować), ma skłonność do agresji i robienia zamętu. Hardy gra go trochę karykaturalnie, na komediową nutę, co wydaje mi się pójściem na łatwiznę, a powoduje też pewną niespójność tonu: raz ma się wrażenie, że film jest robiony "pod Scorsese", a raz, że nakręcił go Guy Ritchie. Trzeba jednak przyznać, że to dzięki Ronniemu film jest momentami bardzo zabawny, że drugą połowę roli Hardy gra już bezbłędnie oraz, że sceny z równoczesnym udziałem obu braci (włącznie z bójką między nimi) są technicznie pierwszorzędne, zszyte bez szwów.
Jeśli chodzi o fabułę, to jest ona cokolwiek bezkształtna i penetruje terytorium raczej już znane. Bracia opanowali East End, a teraz wyciągają ręce po bardziej szykowny West End, walczą z rywalizującym gangiem, tropi ich zawzięty, ale niezbyt bystry policjant, nawiązuje z nimi kontakt mafia amerykańska, dzięki seksualnym upodobaniom Ronniego zawierają pożyteczne polityczne znajomości itp., itd. Jedynym novum wydaje się to, że narratorką całej opowieści jest żona Reggiego, Frances (Browning), usiłująca sprowadzić go na dobrą drogę, ciągle rozdarta między uczuciem a pragnieniem normalnego życia. Ten pomysł z kolei wypada średnio.
Oczywiście, dobrze mieć w tym brutalnym świecie kogoś dzielącego nasz świat wartości, ale raz, że Frances jest słaba, nijaka (grana też bezbarwnie) i nie stanowi żadnej osobowościowej przeciwwagi dla tych dwóch buldogów, a dwa, że rozwiązanie jest nieco nielogicznie - przebywa na dalekim marginesie zdarzeń, więc jak może o nich mówić?
Poza tym film - opowiadający mniej o miłości, a więcej o braterskiej lojalności - jest jednak całkiem udany i atrakcyjny, Hardy dzieli i rządzi ekranem, i jeśli ktoś jest miłośnikiem gatunku, będzie miał z niego pociechę. Ja byłem nim w latach PRL-u, jednak po 1989 roku, gdy zjawiska związane z istnieniem mafii przestały być odległe i abstrakcyjne, a stały się elementem codzienności, trochę mi przeszło. [Paweł Mossakowski]
COURTESY OF WARNER BROS. PICTURES
2 z 6
Praktykant - 9 listopada
USA 2015 (The Intern). Reż. Nancy Meyers. Aktorzy: Robert De Niro, Anne Hathaway, Rene Russo Senior potrafi!
USA 2015 (The Intern). Reż. Nancy Meyers. Aktorzy: Robert De Niro, Anne Hathaway, Rene Russo
Owdowiały Ben (De Niro) nudzi się na emeryturze, więc gdy dowiaduje się, że internetowy sklep z odzieżą poszukuje do pracy seniorów, nie waha się ani przez moment. Zostaje tam zatrudniony w dość nieokreślonej roli, bezpośrednio podlegając właścicielce tego e-interesu, Jules (Hathaway). Ta ma początkowo duże wątpliwości co do jego przydatności, ale...
...ale wiadomo chyba co będzie dalej. Ben okazuje się wprost niezastąpiony (to on sprząta biurko, czego nikt nie mógł zrobić od miesięcy!), ale także sprawdza się jako doradca w sprawach osobistych, powiernik, pocieszyciel itd. Górą starość!
Cały ten proces swoistej rehabilitacji starości - pod postacią Bena oznacza ona doświadczenie, mądrość, a także oldskulową wytworność - jest jednak przeprowadzony bardzo naiwnie i schematycznie. Film ma także niewiele do zaoferowania w sensie fabularnym: Jules ma problemy w pracy, więc Ben pomaga je rozwiązać; są też kłopoty domowe (ciężko jest pogodzić zawodową karierę z rolą żony i matki), i tu również można na niego liczyć - i to, plus kilka sztucznie doklejonych epizodów, właściwie wszystko (a całość trwa bite dwie godziny). Odnosi się też wrażenie, że z wstępnego pomysłu (typu "ryba na piasku" - starszy pan trafia do młodzieżowego zespołu) dałoby się wycisnąć znacznie więcej komediowych efektów. Tu zabawne sytuacje wynikające z konfrontacji tych dwóch światów można policzyć na palcach jednej ręki.
Tyle że De Niro i Hathaway ładnie współpracują ze sobą, czuje się między nimi dobrą chemię, a ich relacja wypada sympatycznie. No i jest to chyba pierwsza komedia "o starości", w której nie ma głupkowatych dowcipów o viagrze. Nic więcej dobrego nie umiem powiedzieć. [Paweł Mossakowski]
3 z 6
Intruz - 11 listopada
Po wyjściu z poprawczaka nastolatek stara się wieść normalne życie, ale nikt nie zamierza dać bohaterowi drugiej szansy, choć wedle prawa odpokutował winę.
Polska, Szwecja, Francja 2015. Reż. Magnus von Horn. Aktorzy: Ulrik Munther, Mats Blomgren, Wiesław Komasa
W Polsce ta historia nie mogłaby się wydarzyć - po osiągnięciu pełnoletniości za tego rodzaju zbrodnię trafia się do więzienia. Jednak szwedzkie prawo traktuje nieletnich inaczej: maksymalny wyrok to cztery lata, potem wychodzą na wolność. John (w tej roli gwiazda pop Ulrik Munther) odsiedział swoje. Jednak zbrodnia nie została zapomniana ani wybaczona przez lokalną społeczność. Dlatego jego powrót w rodzinne strony, do tej samej szkoły, ba - do tej samej klasy, uwiera, budzi w ludziach najgorsze instynkty, wyzwala agresję. Chłopak nie może liczyć na wsparcie małomównego i biernego ojca, szkoła jako instytucja z zadaniami wychowawczymi u podstaw jest równie nieudolna.
O ile uwierzymy w motywacje głównego bohatera, jego upór, by na przekór wszystkiemu żyć, jak gdyby nic, otrzymamy sugestywną, choć nieco przeciągniętą historię narastającego wyobcowania. Opowiedzianą z surowym dystansem poprzez wyprane z kolorów kadry. Absolwent łódzkiej Filmówki Magnus von Horn - szwedzki debiutant związany z naszym krajem - wraz z Łukaszem Żalem (nominowany do Oscara za "Idę") stawiają na długie ujęcia i statyczną kamerę. Nie każdemu ten sposób opowiadania przypadnie do gustu.
"Intruz" intryguje jako portret społeczeństwa w gorsecie restrykcyjnych norm, których bezrefleksyjne przestrzeganie prowadzi do absurdu.
Reżyser zachowuje pozycję obserwatora, pozwala spojrzeć widzowi na bohatera bez uprzedzeń. Osobisty dramat Johna ma charakter uniwersalny. Karą jest dla niego naznaczenie popełnionym czynem, życie z piętnem mordercy. W tym sensie film traktuje o pułapce drugiej szansy, o jej pozorności oraz o banalności zła, które von Horna interesowało już w szkolnych filmach. Według reżysera agresja otoczenia wobec sprawcy bierze się z pewnej bezsilności i podświadomej obawy, że sami bylibyśmy zdolni do popełnienia zbrodni. Wystarczą przecież silne emocje, by przekroczyć wydawałoby się nieprzekraczalną granicę.
Pokazywany w Cannes "Intruz" wart jest uwagi. To ciekawy debiut, nawet jeśli ze względu na szwedzki sznyt, który wyróżnia go na tle polskich produkcji, został nieco przeceniony na festiwalu w Gdyni, skąd von Horn wrócił z dubletem za reżyserię i scenariusz. Zaletą filmu jest z pewnością to, że trudno o nim zapomnieć. Po seansie mamy o czym myśleć, dyskutować, o co się spierać. A to istotna wartość w kinie, za którą jestem gotów podwyższyć ocenę, mimo pewnych wątpliwości. [Piotr Guszkowski]
4 z 6
45 lat - 18 listopada
Kameralny, niezwykły dramat zbudowany z okruchów codzienności - o małżonkach, którzy szykują się na 45. rocznicę ślubu. I którzy na te 45 lat muszą nagle spojrzeć inaczej.
Wielka Brytania 2015 (45 years). Reż. Andrew Haigh. Aktorzy: Charlotte Rampling, Tom Courtenay, Geraldine James
Gdy po raz pierwszy widzimy Kate (magnetyczną Charlotte Rampling), uderza jej energia, humor, pewność siebie zabarwiona lekką apodyktycznością. Z kolei Geoff (znakomity Tom Courtenay, pamiętny buntownik z "Samotności długodystansowca") wydaje się nieobecny, mrukliwy, może nawet zgorzkniały: jakby starość - nie tylko fizyczna - dopadła go szybciej (niedawno wszczepiono mu bypass serca). Szykują się właśnie do jubileuszu swojego ślubu, wybierają salę dla gości, jedzenie i muzykę (oczywiście "Smoke Gets In Your Eyes", przy którym się poznali). Może po 45 latach małżeństwa łączy ich już głównie przyzwyczajenie, codzienna rutyna, oswojone poczucie bezpieczeństwa?
Coś jednak ten spokój zaburza - Geoff dowiaduje się, że znaleziono ciało Katyi, jego ukochanej z młodości. Paradoksalnie nietknięte upływem czasu, zamrożone w górskim lodowcu w Szwajcarii, zmuszające mężczyznę (ale też jego obecną żonę), by zobaczyć raz jeszcze siebie sprzed pół wieku. Gdzie byłby Geoff, gdyby nie wypadek Katyi? Co robiłaby Kate i z kim spędziła następne pięćdziesiąt lat?
Grana przez Rampling Kate nie potrafi przejść nad nagłą informacją do porządku, nie ukrywa coraz częstszej irytacji, nawet jeśli o zazdrość jest - bądźmy szczerzy - o pół wieku za późno. Geoff próbuje szczerze rozmawiać z żoną ("tak, gdyby Katya nie umarła, ożeniłbym się z nią"), ale w końcu jeszcze mocniej zatapia się w sobie: odgrzebuje na strychu stare zdjęcia i pamiątki, zaczyna znów palić, zachowuje tak, że nawet obcy pytają go na ulicy, czy nie potrzebuje pomocy. Oboje z żoną tej pomocy sobie nawzajem dać jednak nie potrafią.
W swoim znakomitym debiucie "Zupełnie inny weekend" reżyser Andrew Haigh pytał: czy dwa dni wystarczą, żeby zbudować coś więcej niż emocje? Czy odkrywany przez dwóch facetów seks pozwoli zbudować choćby coś na kształt związku? W "45 latach" pytanie zostaje odwrócone - czy jeden tydzień, po spędzonych wspólnie 45 latach może wszystko zburzyć? A przecież nie chodzi tylko o związek.
Chociaż Rampling i Courtenay są dla siebie wybornymi partnerami, Haigh pokazuje kryzys przede wszystkim z perspektywy Kate. Kryzys tym bardziej przejmujący, że brutalnie "cichy", pozbawiony ostrych kłótni i emocjonalnych wynurzeń - podobnie jak w słynnym serialu "Looking" tego samego reżysera wielki dramat zastępują tu odpryski rzeczywistości, drobne przesunięcia, pozornie błahe sytuacje i słowa. Ciężar wcale nie jest jednak błahy: tematem podskórnym jest tu przypadek, który determinuje całe życie, stawia przed nami możliwości, ale inne (z powodu podjętych decyzji) zabiera. Tematem jest też lęk, że było się dla kogoś "kompromisem", całkowicie podporządkowało komuś życie (Kate nie ma z Geoffem dzieci), uwierzyło w coś, co nie było może fałszem, ale nie było też do końca prawdą. A może w relacjach zawsze tak jest?
Niezwykłe w "45 latach" okazuje się zwłaszcza to, że na fundamentalne zmiany za późno, ale żyć z przekonaniem, że tak, jak jest, jest najlepiej - już nie sposób. Dlatego w ostatniej przemowie Toma Courtenaya, a zwłaszcza w ostatnim spojrzeniu Charlotte Rampling jest coś, o czym trudno zapomnieć: rys frustracji i samotności, tęsknoty i niespełnienia. Ale też nieuniknionego końca, który coraz bliżej. [Paweł T. Felis]
ALEX BAILEY
5 z 6
Ugotowany - 23 listopada
Ambitny szef kuchni walczy o trzecią gwiazdkę Michelina - oraz z demonami własnej przeszłości.
USA 2015 (Burnt) Reż. John Wells. Aktorzy: Bradley Cooper, Sienna Miller, Daniel Bruhl, Omar Sy
Adam (Cooper) zrobił kiedyś wielką karierę kulinarną w Paryżu, ale zaprzepaścił ją przez nadmierne zamiłowanie do seksu, alkoholu i narkotyków. Teraz przybywa do Londynu, trzeźwy i zmotywowany, z zamiarem zdobycia trzeciej gwiazdki Michelina dla hotelowej restauracji, gdzie się zatrudnia...
Nie jest to całkiem komedia, film lubi uderzyć w poważniejsze, posępniejsze wręcz tony i w sumie jest dość schematyczny i przewidywalny. Nie mówiąc już o tym, że stawka w grze nie jest zbyt wysoka: trzy gwiazdki Michelina (których zresztą nie przyznaje się po jednorazowej degustacji) to dla kucharza jak złoty medal na olimpiadzie, ale w bardziej obiektywnej skali nie jest to aż tak ważne, aby budować na tym film.
Tym bardziej że nasz bohater, przedstawiany w konwencji "nieznośnego geniusza", robi wszystko, abyśmy mu nie kibicowali: gdy kompletuje swój zespół, dopuszcza się paskudnej manipulacji, jest arogancki i chamowaty, przeambicjonowany i chorobliwie perfekcyjny. To, że - pod wpływem telewizyjnych seriali - Hollywood przestaje usilnie zabiegać o to, abyśmy "bohaterów polubili", jest cenne, ale ta nowa strategia ma swoje koszta.
Są też inne słabości: motyw ciągnącej się za Adamem "złej przeszłości" (w osobach nachodzących go paryskich dilerów) jest śmiechu wart, a niespodzianki są albo oparte na psychologicznym nieprawdopodobieństwie, albo mało niespodziewane. W sumie danie odgrzewane i średnio smaczne. [Paweł Mossakowski]
MONOLITH
6 z 6
Strategia mistrza - 25 listopada
Mistrz na dopingu.
Wielka Brytania, Francja 2015 (The program) Reż. Stephen Frears. Aktorzy: Ben Foster, Chris O'Dowd, Jesse Plemons, Dustin Hoffman
Opowieść o Lance Armstrongu, słynnym kolarzu, siedmiokrotnym zwycięzcy Tour de France, którego fenomenalne sukcesy okazały się efektem stosowania dopingu, a wielka kariera zakończyła gigantycznym skandalem. Fakty te są powszechnie znane, co siłą rzeczy obniża napięcie filmu, ale choć Frears nie dorzuca tu żadnych rewelacji, "Strategię..." ogląda się całkiem dobrze. Jest błyskotliwie zrealizowana, porządnie zagrana, wciągająca.
Armstrong przedstawiony jest tu przede wszystkim jako człowiek, którego na złą drogę popchnęła wściekła ambicja połączona z brakiem pewności siebie (w pewnym sensie zrozumiałym: nie miał "naturalnych" warunków do zostania czempionem i wiedział o tym). Ale też jako wielki tupeciarz, idący bezczelnie w zaparte, nawet wtedy, gdy sprawa się już praktycznie wydała. Mający potrzebę racjonalizacji swoich grzesznych uczynków ("wszyscy biorą"), ale i poczucie bezkarności, płynące z jego pozycji: był już taką ikoną, że zdemaskowanie jego brudnych praktyk godziłoby w całe kolarstwo, reputację federacji, wiarygodność dziennikarzy sportowych itd. - z czego doskonale zdawał sobie sprawę. W sumie raczej obrzydliwy typek, wykorzystujący nawet własną chorobę (miał nowotwór jądra) jako swoistą tarczę ochronną.
Właściwym bohaterem filmu jest irlandzki dziennikarz Walsh (O'Dowd), jedyny sprawiedliwy w tej sportowej Gomorze, który tropi naszego mistrza - tym bardziej zawzięcie, że był wcześniej jego fanem, miał więc prawo czuć się osobiście oszukany. Kłopot w tym, że upadek Armstronga nie był de facto spowodowany jego działaniami i im bliżej końca, tym bardziej jest odsuwany na dalszy plan. Jest to także postać raczej schematyczna i jednowymiarowa - psychologicznie znacznie ciekawiej przedstawia się przypadek kolegi Armstronga z drużyny, Landisa (Plemons), głęboko wierzącego chłopaka z prowincji.
Są też pomniejsze słabości (dublujące informacje retrospekcje, brak życia osobistego naszego antybohatera, czyniący go tworem nieco abstrakcyjnym), tym niemniej film daje wiarygodny - choć niezbyt głęboki - wgląd w mechanizmy rządzące dzisiejszym sportem. Oraz w bardziej uniwersalne mechanizmy odrzucania niewygodnych prawd o sobie, wypierania ich, samooszukiwania. Lance Armstrong był jeden, ale pod tym względem jest ich bez liku. [Paweł Mossakowski]
Wszystkie komentarze