"Można ponarzekać na PiS albo PO, ale ta bezdenna otchłań codziennej rodzimej okrutnej bezduszności jest starsza niż pogromy, rabacja, wszystkie konfederacje i powstania razem wzięte" - ocenia jeden z czytelników komentujących to, co spotkało Edytę Ratajczyk po przyjeździe do Rzeszowa. Kierowca nie wpuścił jej do busa, pracownik dworca lokalnego nie pozwolił jej czekać w środku mimo mrozu na zewnątrz. Bo miała psa.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.