Od beatyfikacji rodziny Ulmów do Markowej przyjeżdżają tłumy turystów i pielgrzymów. - Na pewno jest to efekt po beatyfikacji, promocji Markowej. Ale czy to będzie tendencja, która się utrzyma i na jakim poziomie? Za wcześnie, by o tym mówić - uważa Mirosław Mac, wójt gminy Markowa.
O godz. 10 w niedzielę rozpoczęła się beatyfikacja rodziny Ulmów: Józefa i Wiktorii oraz siedmiorga ich dzieci. Przez Kościół określana jest jako wyjątkowa, bo po raz pierwszy beatyfikowana jest cała rodzina. Ale uroczystość miała nie tylko wymiar religijny, ale także państwowy. Andrzej Duda, prezydent RP, mówił o tym z mównicy stojącej na ołtarzu.
Kilka dni po morderstwie, nocą, kilku mężczyzn z Markowej wykopało zwłoki Ulmów ze wspólnego dołu, włożyli je do trumien. To wtedy Franciszek Szylar zobaczył, że Wiktoria zanim została zabita, zaczęła rodzić. Główka dziecka i jego piersi już były na zewnątrz.
- W dzień mama gotowała i zanosiła im jedzenie. Siedmioro ludzi na górze. Siedmioro na dole. Dawała sobie jakoś radę, ale kiedy od nas odeszli, nerwy jej puściły. Musiała brać leki do końca życia - wspomina Eugeniusz Szylar. - Szylarowie mieszkali blisko rodziny Ulmów. Słyszeli krzyki z ich domu. Mimo to zdecydowali się dalej ukrywać moją rodzinę. Dzięki nim moi krewni przeżyli - mówi Ellen Goldman, płacząc. Razem ze swoją siostrzenicą Deborah Clein Stein przyjechały do Markowej z Florydy na IV Zjazd Rodzin "Zawołanych po imieniu". To krewne Weltzów, którzy ukrywali się u Szylarów, a także Goldmanów - zamordowanych razem z Ulmami.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.