Rosjanie ostrzeliwują obiekty energetyczne na całej Ukrainie, w tym w obwodzie lwowskim. Według szefa Lwowskiej Obwodowej Administracji Wojskowej Maksyma Kozyckiego część pocisków została zestrzelona przez obronę przeciwlotniczą. Ale część trafiła w cel.
We wtorek rosyjskie wojska przeprowadziły atak rakietowy na rejon czerwonogrodzki, w pobliżu granicy z Polską. W środę Ministerstwo Obrony Rosji poinformowało, że zniszczony został skład broni dostarczonej z Polski.
W sobotę o godz. 4 rano Rosjanie zaatakowali rakietami obiekt wojskowy w obwodzie jaworowskim. Poinformował o tym szef lwowskiej obwodowej administracji wojskowej Maksym Kozicki.
We wtorek wieczorem Rosjanie rozpoczęli zmasowany atak rakietowy na obwód lwowski. Ich celem były linie kolejowe. 12 osiedli miasta i 85 tys. gospodarstw domowych nie miało dostępu do prądu. Dziś mer Lwowa podsumowuje straty.
O wybuchach we Lwowie poinformował Andrij Sadowy, mer Lwowa we wtorek ok. godz. 19.30. "W części miasta przerwy w dostawie prądu" - napisał.
W poniedziałek rano Rosjanie wystrzelili cztery pociski manewrujące w zachodnią część Lwowa. Jeden z nich trafił w obiekt cywilny - serwis opon. Przed południem wiadomo już o 7 zabitych - większość z nich to pracownicy warsztatu, oraz o 11 osobach rannych - trzy z nich są w stanie krytycznym. Wśród rannych jest dziecko. "Artem ma 3 lata. Z mamą uciekł tutaj z Charkowa. Ale i tutaj dotarły do nich rosyjskie pociski" - napisał Andrij Sadowy, mer Lwowa. - W Ukrainie nie ma bezpiecznych miast - dodał.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.