Ręce, nogi, plecy i twarz usiana dziesiątkami ropnych bąbli - to nie efekt ugryzień komarów, a pluskiew, na które turyści z Kujaw natrafili w jednym z bieszczadzkich domków. Kiedy od właściciela domagali się rekompensaty, usłyszeli: "To ja mogę was obciążyć fakturą 500 zł za dezynsekcję".
"Do listy problemów w naszym bloku, po pluskwach, proszę dopisać gryzonie" - alarmuje jeden z mieszkańców budynku przy ul. Bohaterów Westerplatte w Rzeszowie. Na dowód dołącza zdjęcie szczura siedzącego na kaloryferze, tuż obok wejścia do klatki.
W jednym z bloków przy ul. Bohaterów Westerplatte w Rzeszowie mieszkańcy zmagają się z inwazją pluskiew. - Są wszędzie, nawet w wannie. Wchodzą pomimo zaklejonych szczelin w gniazdkach, ścianach. Nawet okna nie można otworzyć - opisuje kobieta, której matka nie może sobie poradzić z insektami już od roku. To jak walka z wiatrakami. W budynku została już przeprowadzona dezynsekcja części wspólnych. Ale co z mieszkaniem, gdzie według sąsiadów pluskwy ciągle się wylęgają?
- Znajdowałam pluskwy wszędzie, miałam już dość. Rano budziłam się pogryziona. Musiałam wyrzucić dwa fotele, dwa piękne dywany i pościel - mówi starsza pani, mieszkanka bloku przy ul. Dąbrówki 2 w Rzeszowie.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.