Młody mężczyzna zasłabł na przystanku autobusowym przy ul. Krakowskiej w Rzeszowie. Ktoś zadzwonił po pogotowie, ktoś inny pobiegł po pomoc do pobliskiego szpitala. Karetka zabrała nieprzytomnego mężczyznę, ale jego życia nie udało się uratować.
W sobotę około godziny 16.20 ratownicy GOPR otrzymali wezwanie o pomoc. Wzywał ich mężczyzna, który wraz z trzema córkami wybrał się z Wetliny do Chatki Puchatka. Do schroniska nie doszli. Pokonały ich warunki atmosferyczne i terenowe. Ratownik GOPR opowiada o akcji ratunkowej i tak komentuje zachowanie ojca dzieci: - Natura nie wybacza takich błędów.
Ratownicy Bieszczadzkiej Grupy GOPR przez kilka godzin udzielali pomocy czteroosobowej rodzinie. Ojciec z trzema córkami wybrał się na Połoninę Wetlińską. Warunki były skrajnie trudne, dziewczynki opadły z sił, nie udało się im dojść do Chatki Puchatka.
Mężczyzna wszedł do Wisłoka i porwał go nurt. Akcja ratunkowa trwała kilka godzin. - Z uwagi na zapadający zmrok musieliśmy przerwać poszukiwania - wyjaśnia Magdalena Żuk z rzeszowskiej komendy miejskiej.
Młoda kobieta w czasie wędrówki w rejonie Bukowego Berda doznała urazu nogi. Pomocy udzielili jej ratownicy Grupy Bieszczadzkiej GOPR oraz strażnicy graniczni z placówki w Ustrzykach Górnych.
Nadmorska plaża w Rusinowie. Słychać krzyki kobiety, która wzywa pomocy. W morzu toną dwaj mężczyźni. Kiedy dorośli nie wiedzą, co robić, zimną krew zachowuje 11-letni Antek. Każe dzwonić po pomoc. Zarządza utworzenie łańcucha życia, a sam biegnie po ratowników. 11-latek z Przemyśla o ratowaniu życia wie znacznie więcej niż dorośli.
Dym wydobywa się z bloku przy ulicy Żmigrodzkiej 16. - Pali się poddasze. Z tego co wiem, tam są mieszkania dwupiętrowe - informuje czytelniczka "Wyborczej". Strażacy gaszą pożar z dachu.
Akcją ratowania kota, uwięzionego w ciepłociągu, żyło wielu mieszkańców Rzeszowa, ale i Polski. Wolontariusze czuwali przy Rurku dzień i noc. Gdy strażak wyniósł go na rękach, rozległy się brawa, były też łzy. Historia miała ciąg dalszy - entuzjazm po uratowaniu kota miasto wykorzystało do promowania adopcji bezdomnych zwierzaków.
35-letni turysta zgubił się, schodząc z Tarnicy. Tylko dzięki sprawnej współpracy ratowników GOPR z Lotniczym Pogotowiem Ratunkowym w Sanoku udało się uniknąć tragedii. Mężczyzna, którego odnaleziono z objawami hipotermii, nie był przygotowany na zimową wyprawę w góry.
Od ubiegłej niedzieli trwa w Rzeszowie akcja ratowania kota, który utknął w rurze ciepłowniczej. Do tej pory wiadomo było, że wciąż żyje, bo słychać jego żałosne miauczenie. Dopiero dziś po południu, po tygodniu od rozpoczęcia akcji, wreszcie udało się ustalić dokładnie miejsce, w którym przebywa zwierzę. Pomogła w tym specjalistyczna kamera, którą udostępniło rzeszowskie Miejskie Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji.
Dramatyczna akcja trwa od niedzieli: strażacy z Rzeszowa i pracownicy MPEC Rzeszów próbują wyciągnąć kotka, który utknął gdzieś pomiędzy rurami sieci ciepłowniczej. - Jest zaklinowany. Nie ma szans, żeby sam wyszedł - tłumaczy Lesław Bącal, prezes MPEC. Kotek cały czas miauczy, ale nikt nie potrafi powiedzieć, gdzie dokładnie jest. Pracownicy poświęcają prywatny czas, żeby pomóc zwierzęciu.
W piątek po południu bieszczadzcy goprowcy rozpoczęli akcję ratunkową dwójki turystów z Warszawy schodzących z Połoniny Caryńskiej w kierunku schroniska Koliba. Przez aplikację Ratunek turyści napisali, że brną w śniegu po pas, są przemoczeni, zaczynają marznąć i zaczyna im brakować sił.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.